Lucyna Skupień 2017-02-18
Obóz na który pojechałam w 2007 roku był wyjątkowy chociażby, dlatego, że był pierwszy. Wyjeżdżając ciągle towarzyszyła mi obawa, że sobie nie poradzę i, że nie nadaje się do takiej posługi. Jak to zwykle bywa, los lubi płatać figle i podobnie było ze mną. Pomimo mojej niepewności i strachu obóz okazał się naprawdę niezwykłą i piękną przygodą, która wiele zmieniła w moim życiu. Praca asystenta na obozie zaczyna się od poznawania uczestników przy towarzyszeniu im w zwykłych, codziennych czynnościach takich jak mycie, sprzątanie i wypełnianie dyżurów. Było to odkrywanie jak wiele człowiek potrafi zrobić mimo swych ograniczeń. Tak niewiele trzeba, by uczestnik przekraczał te najtrudniejsze dla siebie bariery - czasem wystarczy tylko cierpliwość i dobre słowo. Do naszego wspólnego pobytu w Jełowej wiele wniosła wizyta na ognisku gości, którzy kiedyś organizowali obozy i do dzisiaj działają czynnie w Stowarzyszeniu SPES. Była to okazja do refleksji nad tym jak postawa służby może przynosić długotrwałe owoce. Wymiana doświadczeń i to piękne a zarazem jednoczące odczucie, że pomimo tylu trudów i przeciwności warto podejmować się tej specyficznej służby i ją kontynuować. Tym razem mieliśmy także okazję wyjechać całą grupą do Opola. Pozwiedzaliśmy miasto; byliśmy m. in. na Wieży Piastowskiej, w restauracji oraz odbyliśmy rejs po kanale Młynówka. Czas spędzony w Opolu był dla nas bardzo znaczącym momentem. Wyjazd był dużym wyzwaniem dla uczestników – mieli okazję pokonywać swoje słabości. Mieli także możliwość przebywać i chodzić tam gdzie często stereotypy i uprzedzenia społeczeństwa nie pozwalają. Byłam zaskoczona pozytywnym nastawieniem ludzi, których spotkaliśmy. Czyżby lekarstwem na brak tolerancji i akceptacji w naszym społeczeństwie było po prostu wspólne przebywanie ze sobą? Te dwa tygodnie były dla mnie również okazją do poznawania siebie i stawania w prawdzie. Znów zobaczyłam, że brakuje mi cierpliwości, wyrozumiałości i pokory. Jednak atmosfera obozu była motywacją by pracować nad sobą, choć to wcale nie jest łatwe. Uczestnicy i asystenci zmagając się ze swoimi słabościami, stawali się sobie szczególnie bliscy. Jak to w życiu również na obozie zdarzały się trudne chwile, ale w takich momentach najlepszym lekarstwem była modlitwa. Teraz, po powrocie do domu, ciągle jeszcze odkrywam jak wiele zyskałam. Wróciłam z innym spojrzeniem na świat i czuję się szczęśliwsza. To wszystko dzięki Bożej pomocy i ludziom, z którymi przeżywałam te dwa tygodnie w Jełowej.
Komentarze
Komentarze nie połączone z portalem Facebook