W sierpniu młodzi ludzie wraz z uczestnikami, osobami z niepełnosprawnością intelektualną, spędzili 8 radosnych dni w Piechowicach koło Szklarskiej Poręby. Wypełniali codzienność szczelnie różnymi zajęciami. Wspólnie przygotowywali posiłki, zmywali naczynia, ale też grali w piłkę i wędrowali po okolicy. Jeden z asystentów podzielił się swoim doświadczeniem.
Tegoroczny letni obóz Stowarzyszenia SPES był krótszy, ale bynajmniej nie wpłynęło to nasze nastroje. To, że trwał 8, a nie jak zazwyczaj 13 dni, sprawiło, że był bardziej intensywny. Efekt? Radość w sercach niepełnosprawnych uczestników się podwoiła. Kuraszkowski dworek zastąpiło schronisko młodzieżowe w Piechowicach, ale atmosfery przyjaźni nie musiało zastępować nic. Te czynniki są naturalną cechą naszych wyjazdów! - opowiada Karol Dominiczak, jeden z asystentów.
Wolontariat w Stowarzyszeniu SPES to przygoda, dobrze spędzony czas, zawieranie nowych znajomości a przy okazji poznawanie samego siebie. Jeśli chcesz zostać wolontariuszem napisz na [email protected]
WPŁACAM DARDrogi Czytelniku! Prosimy Cię o wpłatę kilkuzłotowej darowizny oraz przekazanie 1% podatku na rehabilitację i integrację osób z niepełnosprawnością intelektualną. Dziękujemy!
Zarówno uczestnicy – osoby z niepełnosprawnością intelektualną, jak i towarzyszący im asystenci, przyjechali w okolice Szklarskiej Poręby, aby wypocząć i w duchu wzajemnej akceptacji poznać się i przeżyć przygodę. Przygodę, która trwa już od pokoleń. Stanisław Sikora, który zorganizował już trzeci obóz przejął tę pałeczkę po swoich rodzicach. Tata – Grzegorz Sikora, współtworzył pierwsze obozy w latach 80. XX w. Tam poznał swoją przyszłą żonę Beatę. Staszek jeździł z rodzicami na obozy od małego i uczył się od nich wrażliwości wobec niepełnosprawnych, ale też takiego zwykłego ich traktowania, życia z ubogimi pod jednym dachem jak w rodzinie. Już jako nastolatek uczestniczył w letnich wyjazdach z Joanną Mazurek, która przejęła ich prowadzenie po Grzegorzu. W 2020 roku w naturalny sposób dołączył do pokoleniowej sztafety i w najtrudniejszym dla nas wszystkich czasie pandemii zorganizował swój pierwszy obóz oraz zamieszkał wraz z rodzicami i rodzeństwem w Domu Św. Józefa z osobami z niepełnosprawnością. Stanisław kontynuuje dzieło swoich rodziców.
Obóz „8 dni radości” był wypoczynkiem dla osób z niepełnosprawnością, ale nie oznaczało to, że czas ten miał być inny niż wypoczynek zwykłej paczki przyjaciół. Tak na siebie patrzyliśmy i tak spędzaliśmy czas przy ognisku, na balu, podczas meczu, w trakcie wędrówki po malowniczej okolicy, a także w małych grupach. Nie zabrakło również niedzielnej Mszy Świętej, o której godną formę zadbali uczestnicy-ministranci. Dzień kończyliśmy „pogodnym wieczorem” i modlitwą. Były to potrzebne chwile. Ułatwiały nam zawiązywać wspólnotę, w której wszyscy byli równi i mogli zabrać swobodnie głos. Istotną rolę odgrywały posiłki. Pomagały nam budować relacje i więzi, czyli fundamenty letnich obozów. Tradycyjnie po obiedzie czytaliśmy fragment lektury duchowej. W tym roku wybraliśmy książkę „Wilk, który nigdy nie śpi”, o Robercie Baden-Powell'u, autorstwa Waltera Hansena. Dlaczego taki tytuł? Znaczną część asystentów stanowili harcerze-Skauci Europy. Robert Baden-Powell jest założycielem skautingu, nic więc dziwnego, że opowieści o nim i jego ideach krążyły po obozie i wypełniały skautowym duchem całą wspólnotę.
Gdy wypoczynek się kończył, niejednemu popłynęła łza wzruszenia. Stworzyliśmy wspólnotę, gdzie każdy był chciany, kochany i w pełni akceptowany takim, jakim jest. Sprawni intelektualnie asystenci zobaczyli, że uczestnicy stali się ich prawdziwymi przyjaciółmi i że w budowaniu relacji nie przeszkodziły żadne bariery. Znaleźliśmy wspólny język. Nieważne czy było to uszycie nowego krawata, zrobienie komuś kawy, nauka języka migowego, żeby dogadać się z Kamilem, który nie słyszy, czy ukrywanie baniaków dla żartu. Ważne, że dostrzegaliśmy w drugim człowieku bliźniego, który uczy kochać.