„Najpierw obóz harcerski ze swoimi wilczkami, później praca na koloniach, a do wczoraj wolontariat dla osób z niepełnosprawnością podczas "13 Dni Radości" w Kuraszkowie — fajna mieścina. Byłem 7 dni i żałuję, że nie zostałem na całości". Karol, jeden z asystentów SPES, zamieścił na Instagramie świadectwo. Koniecznie przeczytaj!
"Siedzę sobie w jakimś czeskim wagonie dołączonym do składu TLK i kończę jedną z największych wakacyjnych przygód. Kurde, pić mi się chce, ale do rzeczy. W te wakacje postanowiłem sobie wychodzić ze swojej strefy komfortu, a jak coś postanawiam, to lecę z tematem bez trzymanki, no i tym razem również nie było inaczej.
Najpierw obóz harcerski ze swoimi wilczkami, później praca na koloniach, a do wczoraj wolontariat dla osób z niepełnosprawnością podczas "13 Dni Radości" w Kuraszkowie — fajna mieścina. Byłem 7 dni i żałuję, że nie zostałem na całości.
Pragnienie pomocy takim osobom siedziało we mnie od dawna. Siostra pomagała w jednym DPS, rodzice poznali się w jednej z grup wsparcia dla osób z niepełnosprawnością, a ja jeszcze nigdy nie włączyłem się w taką pomoc. Dzięki propozycji Stacha, mojego kolegi ze skautingu, moje krypto marzenie stało się możliwe.
Na zdjęciu widzicie Tomka, uczestnika obozu, któremu asystowałem. Wydaje mi się, że pełniąc taką rolę, więcej dostałem niż sam dałem. Od wszystkich niepełnosprawnych uczestników dostałem porządną lekcję szukania radości w rzeczach małych: w graniu w piłkę, robieniu zdjęć starym aparatem cyfrowym oraz w graniu na bębenku, itp. Tomek jest niezwykle inteligentny, czuły, no i jest Ślązakiem, który nie dał sobie w kaszę dmuchać, więc nie pozwolił mi osiąść na laurach i wybił mi z głowy wszelki egoizm.
Dziękuję wszystkim, których spotkałem w tym czasie na swojej drodze. Jesteście wspaniali i to była dla mnie wspaniała sprawa w dzień asystować uczestnikom, a w nocy wspólnie gotować budyń wymieszany z galaretką i jeść go w deszczu pod kocami.
No i tak. Osoby z niepełnosprawnością są takie same jak my. Mają swoje zainteresowania, swoje zdanie w różnych sprawach, lubią pić kawę, no iiii się uśmiechają. Tutaj właśnie spotkałem najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałem. 50-letni Tomek (na tym obozie było sporo Tomków xD) z dziecięcym porażeniem mózgowym, który od dziecka zapyla na wózku. W jego uśmiechu była widoczna autentyczna radość wynikająca ze szczerego okazywania uczuć.
To są ludzie z krwi i kości. Egzamin z człowieczeństwa zdają zdecydowanie częściej niż my, pozornie zdrowi, ale niepełnosprawni na duszy."